Łączna liczba wyświetleń

środa, 20 kwietnia 2016

Re:

Hej... Witajcie...
Wybaczcie za ten brak chęci przy pisaniu tego. Ba! Podczas pisania tego, zdaję sobie sprawę, że zostanę zrugana w komentarzach na tysiąc możliwych sposobów, jeśli w ogóle ktoś to przeczyta... Ale mniejsza. Trochę dziwnie się czułam, gdy wchodziłam n tego bloga i klikałam w nowy post. Nie robiłam tego od dawna. Od. 3. Długich. Lat. Dobra, może nie całkiem 3, może tylko 2,5 roku. I tak nie brzmi to zbyt dobrze...
Od razu przejdę do rzeczy i powiem, że to nie będzie notka w stylu: "Nie miałam weny ani czasu, ani nic, ale przeczytałam ostatni post na HMOL'u i mnie naszło, by reaktywować to coś". Nie. Ta notka raczej... Ogłosi coś, co było wiadome już od tych 3 lat. Tak. To koniec tego bloga, tej historii. Jak mówi moja koleżanka: "Ta historia we mnie umarła". Po części jest to prawda, ale proszę, byście zostali chociaż do końca tego posta. Chcę wyjaśnić, co poszło nie tak te kilka lat temu. Nie chcę się usprawiedliwiać. Po prostu wolę się wygadać, by było mi lżej...
Koniowata ma rację. Brak chęci jest odpowiedzialny za cały ten bajzel. Chociaż mam na to trochę inny kąt patrzenia... W ostatnich rozdziałach, jakie tu pisałam, już się nie spełniałam. Pisanie tego sprawiało mi coraz większą trudność. Nic dziwnego, że skorzystałam z okazji, kiedy nikt nie truł mi 4 liter, że od dawna nie ma rozdziału i po prostu zniknęłam. Zniknęłam chamsko i bezczelnie. Na początku był plan, że wrócę. Za miesiąc, może za dwa, lecz coś poszło nie tak... Miesiąc zmienił się w rok, a rok w 3 lata, a chęci jak nie było, tak nie było. Przyznam się szczerze, że wtedy straciłam pasję. Pasję do pisania. Pasję do koni. Dwóch najważniejszych rzeczy w moim życiu... Nie żeby coś. Konie wciąż uwielbiam. To piękne stworzenia, ale moja sytuacja zdrowotna, rodzinna i finansowa nie pozwalają mi zbytnio pogłębiać i rozwijać mojej pasji. Musiałam, więc zmienić hobby... W takim razie, co wyparło pisanie? Rysunek. Kiedyś pisałam i rysowałam całymi dniami, lecz nigdy nie myślałam o tym, by robić je dobrze. Nie wiedziałam, że prawdziwy pisarz najpierw pisze plan i rozrysowuje fabułę, martwiąc się o archetypy postaci, strzelby Czechowa i inne pierdoły. Dawniej pisałam na żywca. Pisałam to, co akurat wpadło mi do głowy. Żadnych poprawek. Żadnego myślenia. Tylko ja i kartka. A potem zrozumiałam, że robię to źle i zaniechałam. Miałam do tego straszną awersję... Dlatego przerzuciłam się bardziej na rysunek, który też ewoluował... Kiedyś rysowałam jedną rzecz w 5 minut. Teraz zajmuje mi to 12 godzin. Mówiąc szczerze, cieszę się z tego. Cieszę się, że wybrałam drogę rysunku zamiast drogi pisania. Teraz planuję swoją przyszłość, ściśle łącząc ją z rysunkiem. Pisanie przestało mieć większe znaczenie. Stało się jedynie podrzędnym hobby. Aż do stycznia tego roku. Dostałam wtedy jakiegoś olśnienia. Zaczęłam pisać więcej i więcej... Ale do bloga nie wróciłam. Nie dałabym rady, ponieważ to opowiadanie nie było już moje. Wydoroślałam w różnym tego słowa znaczeniu. Nie potrafiłam pisać o czymś, czego nie mogę już robić, gdyż nie mam kasy albo rodzice się boją, że spadnę i umrę, jak niektórzy z członków mojej rodziny. Opowiadanie o jakieś dziwnej Hiszpance oraz jakimś idiotycznym wątku zabicia członka rodziny przez Izę... To już nie byłam ja. Teraz z nieśmiałej dziewczyny, która swoje myśli przelewała na papier, stałam się osobą bardziej otwartą. Osobą, która zauroczyła się w steampunku, cyberpunku i innych dark fantasy i postapokalipsach. Teraz nie mogę się nawet zmusić do przeczytania książki o problemach nastolatków, które kiedyś jako dziecko czytałam i nie miałam z tym problemów.
Wyewoluowałam... A co do rysunku. Żeby pokazać, że naprawdę ostatnio myślałam tylko o tym:
^Tak rysowałam w czasie prowadzenia tego bloga^

A tak rysuję teraz:


Dość duża różnica... I tak. Tamtej podpis w nowym rysunku, to moja sygnatura. Działam teraz bardziej na DeviantArcie, jeśli ktoś jest ciekawy...
To jednak nie koniec tego posta. Chcę powiedzieć, czemu przez tyle lat nie komentowałam. Kiedyś uwielbiałam Wasze opowiadania. Obserwowałam tonę blogów z opowiadaniami o koniach, ale potem coś zauważyłam. Czytanie wielu opowiadań o podobnym temacie, nigdy nie kończy się dobrze. Powoli wszystkie opowiadania zaczęły stawać się podobne- przewidujące i przypominające Modę na Sukces albo inną telenowelę. To mnie zrażało. Zaczęłam czytać rozdziały coraz rzadziej. Zaczęłam komentować raz na ruski rok, a potem nie chciałam dawać złudnej nadziei- że coś skomentowałam i że wszyscy myślą, że będę to już robiła znowu i ciągle, bo tak nie było... Czytałam raz na jakiś czas dla nostalgii. Czytam nawet teraz, ale nie komentuję. Nie chcę rozpalać ognia, jak wiem, że go nie upilnuję i znowu zniknę na parę miesięcy. Dlatego nie komentowałam, chociaż wspierałam wszystkich duchowo. Zwłaszcza Koniowatą, która była i jest dobrym duszkiem na tym Bloggerze. To ona zawsze motywowała innych do pracy, do pisania. Dawała iskierkę nadziei, o którą potem blogerzy musieli walczyć na swoich blogach. Ja swojej nie upilnowałam. Zgasła te 3 lata temu, a ja wraz z nią. Od tamtej pory unikałam kontaktu z innymi blogerkami. Nie chciałam słyszeć zażaleń, że nie piszę, że one czekają na nowy rozdział. Nie potrafiłam sprostać oczekiwaniom. Wiedziałam, że nie poradzę sobie z pisaniem, czegoś, co było już dla mnie tylko przykrym obowiązkiem... Czasem nachodzi mnie myśl, żeby rozpocząć wszystko od nowa. Założyć nowy blog i pisać tam wszystkie moje aktualne pomysły na opowiadania, bez martwienia się o fabułę czy kontynuację. Jednak się boję. Boję się, że nie wytrwam... Znowu. Nie wiem czy jeszcze kiedyś wrócę. Na pewno będzie mnie można znaleźć na Thei, na komentarze też odpisuję, trochę gorzej z GG. Wchodzę na niego rzadko. Nie wiem. Może ktoś będzie chciał mnie ukarać osobiście/prywatnie czy coś. Wtedy piszcie na gg, a potem dajcie info Norce (mam nadzieję, że się nie obrazisz ;D). Z nią mam kontakt do dzisiaj i raczej przekaże mi na fb, a jeśli nie chcecie iść krętą drogą, to spamujcie mi w komentarzach, bym weszła na gg. Chętnie przyjmę Waszą złość, jaka zapewne nagromadziła się po tych kilku latach. Teraz przynajmniej wiem, że nie powinnam uciekać i muszę wziąć wszystko na klatę (jakkolwiek to brzmi).
Wybaczcie za wszystko. Za to ciągłe pisanie raz na ruski rok, nie pisanie komentarzy i inne rzeczy. Jednocześnie chcę podziękować wszystkim, co czytali tego bloga. Chcę również podziękować Koniowatej. Gdyby nie Ty, to chyba nigdy nie odważyłabym się napisać tego posta. Jesteś naprawdę wielka i wytrwała, i za to cię cenię. Wstyd mi, że piszę tylko wtedy, gdy ktoś mną porządnie wstrząśnie oraz że nie komentuję Twojego bloga, nawet jeśli czytam go od czasu do czasu.
Jeszcze raz wybaczcie... Chociaż nie. Nie musicie mi wybaczać. To co zrobiłam, raczej nie zasługuje na wybaczenie. Jak pisałam na początku. To nie powinny być przeprosiny. Po prostu chciałam się wygadać... Chciałam raz, a porządnie napisać, że to koniec tego bloga. Proszę Was jednak, że jeśli lubiliście tamtą dawną mnie, to nie przestańcie obserwować tego bloga. Może kiedyś blogosfera znowu zacznie mnie kusić i tutaj wrócę. Na nowym blogu. Z nowym stylem pisania. Ze świeżością. I z nową mną...

Wasza Szałwia

sobota, 27 września 2014

Rozdział 17

   Chłopak wyciągnął z teczki starą, zżółkłą książkę. Okładką przypominała ona zbiór legend z różnych stron świata. Dziewczyny przysunęły się i spojrzały na pierwsze strony. Wyglądały okropnie. Porozrywane. Pomarszczone. Niektóre ze słów zamazał ktoś czarnym markerem. Gdzieniegdzie widać było wielkie plamy po atramencie. Janek otworzył tomik na losowej stronie. Ukazały mu się 'czystsze' kartki. Opowiadały one na temat amuletu hiszpańskiej inkwizycji z XVIII wieku. Podobno posiadał on moc, mogącą zniszczyć wszystkie istoty duchowe. Legendy powiadały, że jeden z jej członków specjalnie popłynął na nieznany wówczas nikomu archipelag, by móc użyć jego potęgi. Nie wiedział on, że amulet jest tak potężny, że mógłby zniszczyć też boga w którego wierzył. Na szczęście nie udało mu się tego dokonać.
   Resztę legendy ktoś zamazał. Zostawił jednak po sobie ślad, a mianowicie napis na marginesie:"Amulet zostanie wskrzeszony. Strzeżcie się łowcy głów!".
- To... To musi być jakiś żart. To nie może być prawda- zaczęła wrzeszczeć Claudia.
- Mi wydaje się całkiem logiczne- odparł Janek.- Nasz zleceniodawca chce odzyskać amulet, gdyż zastrasza go pewien zły gościu.
   Dziewczyna fuknęła na niego i spojrzała błagalnym tonem na Izę. Ta westchnęła głęboko i rzekła:
- Mój kuzyn ma rację. To wydaje się bardzo logiczne.
- Nawet ty przeciwko mnie?
   Dziewczyna przytaknęła i spytała się:
- Co robimy w takim wypadku?
- Wracamy do Betarda i pytamy się kto to Pimpuś?- szepnął ironicznie chłopak.
- Na pewno będziemy musieli tam wrócić, ale nie teraz. Najpierw powinniśmy pójść do jego dawnego domu.
- Claudia! Przecież nawet nie wiemy, gdzie dokładnie on go schował- jęknął Janek.- Wiesz ile będzie to trwało?
- Wiem, ale tylko tak będziemy mogli uratować dom waszej babci- odparła twardo.
- W takim razie spotkajmy się jutro w parku. Gotowi na całą tą... wyprawę- rzekła Iza.
***
   Następnego ranka byli gotowi. Zebrani koło wielkiej fontanny zaczęli spacer do najbliższego przystanku autobusowego. Stamtąd pojechali w stronę stadniny koni. Dom znajdował się kilometr dalej. Postanowili więc pojechać tam konno. Podczas przejażdżki zupełnie zapomnieli o celu ich podróży. Świetnie bawili się urządzając sobie różnego rodzaju zawody na otwartej przestrzeni. W pewnym momencie Iza postanowiła oddalić się od swojego kuzyna i przyjaciółki. Chciała, by spędzili trochę czasu razem. Myślała, że dzięki temu może się polubią. Jej plan rozpoczął się, gdy tylko zniknęła w pobliskim lesie.
- Janek. Widziałeś gdzieś Izę?- spytała Claudia, rozglądając się dookoła.
- Może uciekła przed twoim wygórowanym ego?- zażartował chłopak.
- Zamknij się. Naprawdę się o nią martwię. Znam jej możliwości. Raz zgubiła się we własnym domu, poszukując toalety.
- Wiesz, że jestem jej kuzynem i powinienem ci teraz powiedzieć, coś co oduczy cię mówienia o niej w ten sposób.
- W takim razie czekam- warknęła i zatrzymała konia.
   Janek również stanął i zdziwiony spojrzał na dziewczynę:
- Po co? Powiedziałem jedynie, że powinienem to zrobić, a nie że to zrobię. Powinnaś rozróżniać te dwie rzeczy- uśmiechnął się i poklepał Claudię po głowie.- Kwestii zgubienia się we własnym domu  nie podważam, bo wiele razy to widziałem na własne oczy.
- Powoli zaczynasz mnie denerwować- warknęła i popędziła konia do kłusa.
- A co takiego ci zrobiłem?- spytał i dogonił dziewczynę.
- Gadasz ze mną? Gapisz się na mnie?- mówiła nie patrząc na chłopaka.
- Naprawdę mnie nie lubisz- zdziwił się Janek.- Chyba że masz takie uprzedzenia do każdego...
- Kłamstwo- krzyknęła.
- Przecież widzę. Opowiesz mi wreszcie czemu tak się zachowujesz czy mam się wypytać Izy?
   Claudia spojrzała na chłopaka. Dawno nie widziała go tak wkurzonego. Patrzył na nią oburzony i oczekiwał odpowiedzi. Hiszpanka westchnęła i zwolniła:
- Powinnam wyjaśnić ci wcześniej...
-----------------------------------------------------------------------------

Wybaczcie, że rozdział dopiero teraz, ale miałam takie zawalenie głowy w gimnazjum... Od początku roku miałam już 2 sprawdziany, kilka kartkówek oraz 3 wypracowania z anglika. Ostatnio byłam tak zmęczona, że podczas rozmowy z koleżanką na czacie pomieszały mi się klawisze na klawiaturze. Efekt był taki, że gdy pisałam słowo fuj, zamiast f kliknęłam h. Chyba nie muszę tego komentować, nie?

A teraz sobie pomarudzę na temat rozdziału.  Jak zawsze wyszedł dennie, nie klei się i jest krótki. Ostatnio nawet zauważyłam, że piszę go na siłę, ale mam nadzieję, że mi przejdzie. Jak na razie rozdziały mogą pojawiać się tu rzadko, więc polecam wejść na mojego drugiego bloga, gdzie notki są częściej.

Oto link: http://sorayana-draws-a-dartha.blogspot.com/

Pozdrawiam!

niedziela, 10 sierpnia 2014

"Każdy koń owiany jest źdźbłem tajemnicy" Rozdział 16

Rozdział dedykowany norce98 :) Oto Twój po-urodzinowy prezent :D Mam nadzieję, że Ci się podoba ^_^
----------------------------------------------------------------
   Staruszek otworzył teczkę. Wyleciał z niej zapach antykwariatu oraz naftaliny. Jej zawartość również nie była ekscytująca. W walizce znajdowały się jedynie pliki dokumentów, kilka zdjęć oraz stara, zżółkła książka. Towarzysze nie byli tym zbytnio zachwyceni. Wyczekiwali jakichkolwiek słów od pana Betarda. Mężczyzna jednak nic nie mówił. Przyglądał się tylko żółwiowi czerwonolicemu, który powoli pożerał mniszka lekarskiego. Gdy staruszek zrozumiał czego oczekują od niego przyjaciele, zaczął opowiadać:
- Chciałbym byście znaleźli amulet przekazywany w mojej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Ma on dla mnie wartość sentymentalną. Jest też kluczem do naszego rodzinnego skarbu. Niestety kilka lat temu zostawiłem go w moim poprzednim domu. Mógłbym sam tam pójść, gdyby nie mój reumatyzm oraz ból krzyża. Dlatego wywiesiłem to ogłoszenie w gazecie. Jest też jedna rzecz...
   Opowieść przerwał dzwonek do drzwi. Starzec zszokował się, gdy go usłyszał. Powolnym krokiem wszedł do przedpokoju. Na klatce schodowej stał dziwnie ubrany mężczyzna. Nie wyglądał zbytnio przyjaźnie. Gdy tylko ujrzał Betarda, zgromił go wzrokiem i wszedł do środka. Zdenerwowany staruszek szepnął coś, a potem zwrócił się do nastolatków:
- Wybaczcie, ale muszę was wyprosić.
- Ale...- jęknęła Claudia.- Nie opowiedział nam pan jeszcze o wszystkim.
- Jak to? Przecież mówiłem już, że Pimpuś ma się dobrze. Karmiliśmy go dzisiaj, prawda? Bardzo was polubił. A teraz już idźcie- rzekł wyrzucając młodzików z mieszkania.
   Gdy stali oni przy windzie, pan Betard szepnął:
- Wszystko macie w teczce. Proszę was. Nie dzwońcie, nie odwiedzajcie. Muszę przez jakiś czas być sam...
   Po tych słowach drzwi zamknęły się z hukiem. Zszokowana młodzież stała dalej na klatce schodowej. W końcu ciszę przerwał Janek:
- Czy ktoś mi wyjaśni co tu się u licha stało? I kim do jasnej cholery jest Pimpuś?
***
   Przyjaciele po rozmowie ze starym miliarderem poszli do domu Claudii. Zastali tam Izabelę Abeytę- matkę dziewczyny. Malowała ona na balkonie kolejne obrazy, którymi miała zamiar ozdobić biuro męża. Wyglądała młodo jak na swój wiek. Jej brązowe włosy powiewały na wietrze, a zielone oczy obserwowały nadbrzeżny kurort, który aktualnie malowała. Ubrana w biały kitel, ubabrany farbami, uśmiechnęła się szeroko, gdy tylko zobaczyła córkę:
- O! Tu jesteś skarbie! Tatuś dzwonił kilka minut temu. Pytał się o ciebie.
- Co odpowiedziałaś?
- To co zawsze. A powiesz mi kim jest ten młody chłopaczyna?
- Ten tutaj?- wskazała na Janka.- To tylko brat Izy. Nikt ważny.
- Rozumiem. Miłego dnia!
   Gdy doszli już do pokoju, zaczęli przeglądać papiery w teczce. Wydawały się one niezbyt interesujące. Fragmenty z archiwalnych gazet. Stare dokumenty. Zdjęcia z Drugiej Wojny Światowej. 
- Nie rozumiem. Co te wszystkie papiery mają wspólnego z zagubionym amuletem?- jęknęła Claudia.
- Też tego nie ogarniam. Cała ta sytuacja wydaje mi się dziwna. Coś tu się nie klei- potwierdziła Iza.
- Jeśli szukamy 'kleju', to chyba właśnie taki znalazłem...- odparł Janek.
-------------------------------------------------------
Jak mnie tutaj już dawno nie było :/ Trzeba będzie nadrobić ten stracony czas. Mam nadzieję, że natchnienie będzie dla mnie łaskawe :)

Szławia

czwartek, 15 maja 2014

"Każdy koń owiany jest źdźbłem tajemnicy" Rozdział 15

- Co to był za facet?!- mówiła sama do siebie zestresowana Iza.
- Nie mam pojęcia, ale raczej podobny do takich osób, co przychodzą i oznajmiają, że zabiją całą twoją rodzinę, a potem się wypierają i mówią, że to ty tego chciałeś.
   Janek spojrzał ze zgrozą na Claudię, a ta wzruszyła tylko ramionami i szepnęła:
- No co? Skojarzyło mi się...
- Musimy coś z tym zrobić...- powiedziała załamana Iza.- Jak nie to wyrzucą nas z domu...
- Spokojnie coś się wymyśli- pocieszyła nastolatkę przyjaciółka.- Ile chcieli kasy?
- Sto tysięcy polskich złotych...
- To mam pomysł. Ja poproszę tatę, by wam pożyczył.
- Nie waż się -warknęła przez łzy dziewczyna.- Już mam dość pożyczek.
- Właśnie- zgodził się Janek.- Lepiej byłoby wziąć się za jakieś prace dorywcze.
- Istnieją też nagrody za odszukanie jakiejś zagubionej rzeczy- dorzuciła Hiszpanka.- Sąsiad mojej koleżanki szuka jakiejś tam biżuterii i oferuje całkiem niezłą sumkę za jej odnalezienie.
- Claudia!- uradowała się Iza.- Jesteś genialna! Musisz nas do niego zaprowadzić.
- Oki doki...
***
   Dom pana Betarda był skromnie urządzonym mieszkaniem. Nic nie nawiązywało do tego, że zamieszkuje w nim jeden z milionerów. Claudia opowiadając wcześniej swoim przyjaciołom o nim, zaczęła zamaszyście pukać. W dębowych drzwiach stanął niski, przygarbiony staruszek w przedpotopowych okularach. Spojrzał na trójkę nastolatków spod szkieł i zmrużył lekko oczy. Dopiero po kilku sekundach otworzył szeroko drzwi i gestem zapraszającym do środka rzeknął:
- Witaj Claudio! Widzę, że przyprowadziłaś ze sobą kolegów. Dawno cię nie widziałem w mych skromnych progach.
- Naprawdę są skromne- szepnął Janek, który po tych słowach dostał łokciem Claudi w brzuch.
   Mężczyzna posadził trójkę przyjaciół na kanapie, a sam usiadł w bujanym fotelu, po czym zwrócił się do Hiszpanki:
- Czym zawdzięczam sobie tą miłą wizytę?
- Słyszałam, że poszukuje pan jakiejś drogiej biżuterii i za jej odnalezienie zapłaci pan sporą ilość pieniędzy...- zaczęła Claudia.
- Tak. Dobrze słyszałaś. Ale czemu ty, córka burmistrza, chce posiadać taką sumę pieniędzy?
- Nie są one dla mnie, lecz dla przyjaciół- odpowiedziała, pokazując głową na Janka i Izę.
- Rozumiem.
- Potrzebne są one na spłatę długu, który pojawił się równie niespodziewanie co choroba jego właścicielki. Nie chcemy doprowadzić do odebrania nam tego domu...
- Widzę, że te pieniądze są wam bardzo potrzebne, moi drodzy. Czemu więc po prostu mnie o nie nie poprosicie?
- Chcemy zarobić na nie, a nie je pożyczać- odparła szorstko Iza.
   Staruszek uśmiechnął się szeroko, słysząc słowa dziewczyny. Wstał wtedy z fotela i wyjął ogromną teczkę, po czym położył ją na stół.
- Cieszę się, że macie inne powody niż te dzieciaki z sąsiedztwa. Zasłużyliście, by dowiedzieć się trochę więcej.
-------------------------------------------
Tak, tak. Ja dobrze wiem, że rozdział długością nie powala, ale jak to zwykła mówić moja babcia- lepszy rydz niż nic :D To jest już 15 rozdział, a dopiero teraz akcja zaczyna się rozkręcać. Życzcie mi większego natchnienia do pisania tych rozdziałów.

Wasza Szałwia

niedziela, 4 maja 2014

"Każdy koń owiany jest źdźbłem tajemnicy" Rozdział 14

  Claudia z impetem otworzyła drzwi. Dziewczyna przyjrzała się uważnie gościowi. Był to dwumetrowy mężczyzna, ubrany w włoski garnitur i lakierowane półbuty. W ręku trzymał teczkę z której wypadały różne papiery. Twarz miał on smukłą i pociągłą. Na spiczastym nosie spoczywały czarne okulary, dzięki czemu Claudia mogła zobaczyć całą swoją twarz w okazałości. Mężczyzna szybko wyciągnął wizytówkę i równie szybko ją schował, po czym wszedł do domu bez zaproszenia. Niezadowolona dziewczyna zapewne by uderzyła i krzyknęła na gościa, gdyby nie od dawna wpajane przez jej rodziców maniery. Dlatego też stała i czekała na słowa mężczyzny. Gdy ten zamiast się przedstawić, zaczął wypakowywać dziwaczne machinerie. Dziewczyna chrząknęła donośnie i spojrzała na gościa:
- Dlaczego mogę gościć takiego dżentelmena w tych skromnych progach?
- Przyszedłem spotkać się z panią Brzozowską- odparł chłodno mężczyzna.
- Phi... Jaką tam panią, przecież ona ma ledwie siedemnaście lat.
   Biznesmen spojrzał na Claudię spod okularów, skrępowana dziewczyna zaczęła unikać tematu:
- No chyba, że chodzi o Bunie. Niestety, ale ona śpi. Schorowana jest. Kaszel. Biegunka. Te sprawy.
- Proszę mnie nie oszukiwać... Panno?
- Abeyta. Claudia Abeyta.
- A więc córka burmistrza. Myślałem, że ojciec panienkę uczył dobrych manier. Takich jak SZCZEROŚĆ.
- A czemu uważa pan, że kłamię?
- Raczej schorowana pięćdziesięciolatka nie robiłaby zakupów o szóstej, tylko raczej leżała w łóżku.
   Claudia nie wytrzymała. Gniew powoli w niej rósł, by w końcu wybuchnąć...
- Proszę mi wybaczyć, ale powinien mi pan powiedzieć, co chce tu robić i po co przyszedł.
- No tak gdzie moje maniery. Mam tutaj umowy dla pani Brzozowskiej- powiedział pokazując teczkę z papierami.- Przyszedłem, by je podpisała.
- Mogłabym je zobaczyć?
- Jedyną osobą, która może je zobaczyć, jest pani Brzozowska.
- Niech mi pan nie kłamie, dobrze znam takich jak pan. Mam do nich nosa...
- Cludia? Kto to?- krzyknęła Iza, wchodząc do pokoju wraz z Jankiem i czarnym terierem rosyjskim.
- Dla panienki chyba będę mógł zrobić wyjątek- wyjąkał mężczyzna, widząc warczącego, siedemdziesięcio centymetrowego kudłacza, z obrożą z napisem "Lucyfer".
--------------------------------------------------------
W końcu napisałam tenże rozdział. Niestety długością nie powala, a dialogi są niczym wyjęte z średniowiecznej książki. To niestety jest powód pisania przeze mnie trzech książek fantasy, jednego bloga fantasy oraz tego, który jest zwyczajny.

Wasza Szałwia

czwartek, 24 kwietnia 2014

Zapraszam na nowy blog!

Razem z Norką postanowiłyśmy założyć nowy blog, który razem prowadzimy. 1 rozdział już wkrótce ;)

Oto link:    http://thea-i-magnus-mroczny-swiat.blogspot.com/

Miłego czytania

Szałwia